Spis treści
Trzech Serio Wielkich - F-150, Silverado, Ram 1500
Czy wiecie Państwo – zapewne tak, ale zapytać nie szkodzi – że najlepiej sprzedający się amerykański samochód, to jest Ford F-150 ma w drzwiach korbki do opuszczania szyb? Tak, Amerykanie są tak bardzo przywiązani do tradycji, że gdyby kultowy i będący elementem socjotechnicznej tradycji produkt dajmy na to łapka na muchy był zbyt zmieniony względem klasycznego wzorca (*a chroniłby go zapewne stosowny patent), producenta czekałaby batalia w sądzie a klienci odwróciliby się od niego na przysłowiowej pięcie. Dlatego właśnie auta z USA są trochę dziwne dla europejskiego kierowcy. Owszem, mają kierownicę po tej samej, właściwej stronie (wybacz Wielka Brytanio – to JEST właściwa strona), ale często właśnie taki detal jak korbka w drzwiach mówi bardzo jasno o tym, skąd auto pochodzi i czym tak naprawdę jest. W długiej historii motoryzacji było wiele przykładów aut o nowatorskim podejściu, ale na gruncie amerykańskim postęp wygląda trochę inaczej – ma, powiedzmy, kowbojski kapelusz, colta przy boku, pije Budweisera i jeśli zapytasz, jaką muzykę lubi odpowie: „Obie, country i western”. Weźmy takie auto jak Oldsmobile Toronado – jedyny (!!!) przedni napęd w całej wielkiej historii muscle cara. Podczas gdy w Europie na długo przed Toronado niejaki facet nazwiskiem Citroen gdzieś w zamierzchłych zakrętach XX wieku jasno i klarownie tłumaczył zalety takiego napędu, posługując się szafą i schodami – znacznie lepiej jest ją ciągnąć, niż pchać, nieprawdaż? Wszyscy kiwali głowami z uznaniem, przedni napęd przyjął się u nas bardzo szybko i jest w zasadzie układem obowiązującym, może poza BMW gdzie jak wiadomo został użyty jako jedna z głównych zalet marki. Ale w USA napęd musi być na tył i koniec, w drzwiach mają być korbki, w bagażniku ma się zmieścić połowa Arizony a klimatyzacja i automatyczna skrzynia są oczywiste jak konstrukcja koła. Tradycja zobowiązuje. I można Amerykanom sporo zarzucić, ale jest to w ich wykonaniu świetna sprawa. Wiecie dlaczego AC/DC sprzedaje się tak dobrze? Bo jest szczere i wierne swoim ideałom, chociaż jak twierdzą niektórzy złośliwcy, band sprzedaje tę samą płytę od czasów „High Voltage”. To, jak bardzo tradycyjny jest amerykański rynek, obrazuje jeden z jego filarów, wspomniany Ford F-150, który jest na obecną chwilę najlepiej sprzedającym się autem w USA. Przy czym niewiele różni go od największych konkurentów – samochodów GMC Yukon, RAM 1500 oraz Chevroleta Silverado. Ram i Silverado są wręcz bliźniaczo podobne, przy czym model Chevroleta jest tańszy. A Ford w zasadzie wygrywa wszystko, zarówno ceną bazową, jak i wyposażeniem, chociaż określenie „nie tak fajny w środku jak konkurencja” niekoniecznie może być odebrane jako wada. Podróż autem, które przypomina w środku autobus a na zewnątrz ciężarówkę, jest porównywalna w zasadzie tylko z wjeżdżaniem rozpędzonym Jelczem 315 na rondo pod Spodkiem – to doznanie równie ciekawe co ekstremalne.
Silverado jest jednym z największych konkurentów F-150. Obecna, czwarta generacja została zaprezentowana w 2017 roku, jako auto pokrewne stylistycznie i wymiarowo z modelami Tahoe i Suburban. Zastosowano tu podobne zabiegi jak w wypadku Forda – przede wszystkim agresywna stylizacja, jednoznacznie kojarząca się z „twarzą” Silverado od jego pierwszego wcielenia z 1998 roku – podwójne reflektory przedzielono poziomą listwą, przy czym im dalej w latach produkcji, tym bardziej zmieniała się jej forma. Obecnie zamiast logo Chevroleta możemy znaleźć na masce nazwę firmy w wersji Heavy Duty – zabieg znany z F-150. Tym, czym zyskuje Chevy jest silnik – w gamie znajdziemy bowiem bardziej europejski niż amerykański turbodoładowany silnik diesla o pojemności 3.0. TDI w Chevrolecie, zgadza się, jak bardzo by to dziwnie nie brzmiało. Chodzi przede wszystkim o zużycie paliwa, które jest wyraźnie mniejsze niż w wypadku klasycznych amerykańskich V8 i V6 dostępnych w różnych generacjach samochodu. Nowa wersja ma też o wiele lżejszą ramę, w której zastosowano aluminium, stopy metali i stal, by auto było lżejsze i miało mniejszy apetyt na paliwo. Przy czym w każdym calu jest to wciąż fantastyczny, pełnowymiarowy amerykański pickup, który nawet duże SUV-y zgania z drogi jak szczenięta. Ceny? Bazowa to okolice 30 tysięcy dolarów i używane, kilkuletnie modele z trzeciej i czwartej generacji wymagają od nas podobnej kwoty – poniżej 20 tysięcy dolarów lepiej nie schodzić. Za to jeśli chcemy auta starszego, tu wybór jest przeogromny – z racji popularności tych samochodów można dobrać w zasadzie z każdego pułapu cenowego. Za auto powyżej z 2002 roku, znalezione wręcz na chybił – trafił, dealer chce banalne 4,5 tysiąca dolarów. Bliźniakiem Silverado jest model GMC Sierra – tu cenowo jest bardzo podobnie, w aucie GMC dostępny jest też trzylitrowy turbodiesel Duramax.
RAM 1500 to z kolei auto o bardziej bezkompromisowym charakterze. Debiutowało jeszcze jako Dodge, ale od 2010 Ram jest oddzielną marką należącą do koncernu włosko – amerykańskiego FCA. Stąd sporo zmian stylistycznych. O ile Chevy jest potulny i nieskory do prowokacji, Ram zdaje się gwałcić poczucie spokoju z gracją rozpędzonego parowozu. Określenie „masywny” brzmi tu jak złowieszczy eufemizm. To auto kipi, dyszy i warczy i jest tak zaciekłe, jak tylko może być duży, potężny, amerykański pełnowymiarowy pickup. Jeśli Chevy jest jak AC/DC, Ram 1500 to Metallica sprzed „Czarnego Albumu”. Samochód zdaje się zagarniać przestrzeń, stojąc koło niego mamy podobne wrażenie jak wejście na podwórko, gdzie ma być biegający luzem pitbull. Chevrolet wygląda równie okazale, ale maska Ram-a zdaje się szczerzyć ociekające śliną kły w taki sposób, jakby nigdy nie dała się ujarzmić. W ofercie silnikowej znajdziemy też turbodiesle, jeden w miarę cywilizowany V6 o pojemności trzech litrów i pod nazwą Eco-Diesel, oraz drugi, ponury jak listopadowa Warszawa o pojemności 6,7 litra, godny siłowni niedużego lotniskowca. Obok uznanych jednostek Pentastar i Powertech pod maskę zawędrowały też nieporównywalne z niczym innym silniki HEMI o pojemności 5,7 oraz 6,4 litra. Pamiętajmy, że Ram 1500 Classic jest wersją niezmienioną od ponad dziesięciu lat i kontynuuje tradycyjne linie Dodge'a, i żeby było śmieszniej, jest ciągle produkowany, mimo iż w ofercie jest Ram 1500 bez nazwy „Classic”, który jest zdecydowanie inny. No i droższy, bo o ile Classic to ceny porównywalne do Chevroleta i GMC, o tyle za rocznego Rebel ze zdjęcia poniżej dealer żąda od nas astronomicznych 45 tysięcy dolarów.
Nic więc dziwnego, że na czoło wysuwa się Ford. Dlaczego nic dziwnego? Bo jest po pierwsze najładniejszy, łącząc kanciastą bryłę z najładniejszym przodem – nie ma tu dyszącego testosteronu Ram'a, nie ma też przesady Chevroleta. Połączenie chromu i czarnego matu wypada tu najkorzystniej. Nieco większe są też szyby, ale Ford jest jednocześnie najbardziej zaawansowany technicznie, proponując chociażby napęd elektryczny na 2022 rok. Dowodzi to, że koncern najlepiej reaguje na zmiany na rynku, co jest wręcz konieczne, by się na nim po prostu utrzymać. No i F-150 ma wersję Raptor, której odpowiednika próżno szukać tak w samochodach General Motors, jak i FCA. Raptor ma 411 koni z silnika 6,2 litra o momencie obrotowym który pozwala wyciągnąć fundament z obory sąsiada, jest przestylizowany, agresywny i po prostu cudowny, co tu dużo gadać. O ile do jedenastej generacji samochodu mamy pod maskami różne wersje V6 i V8, to od dwunastej skromnie, a trzynastej – obficie Forda napędzają bardzo udane silniki Ecoboost, znane też z Mustanga i Fusion. Sprzyja to łatwości serwisowania, to popularne silniki i mające dobrą opinię na rynku. Mnogość wersji sprawia też że na rynku jest cała masa dobrych samochodów używanych. Za staruszka F-150 z 1999 roku zapłacimy 1990 dolarów. Za tę cenę zyskamy małą ciężarówkę która zapewne niejedno jeszcze przewiezie. Dwukrotnie więcej będzie kosztował nas czekający na lepsze czasy egzemplarz ze zdjęcia, z rocznika 2005. Za to nowsze samochody to ceny od 15 tysięcy dolarów w górę. Za F150 z drugiego zdjęcia w wersji XLT z 2014 roku, z silnikiem V8 FlexFuel, 5 litrów, sześciostopniowy automat – 16 tysięcy dolarów. Great deal.
Duży amerykański pickup to tradycja, nowoczesność i forma, która nie każdemu przypadnie do gustu. Na pewno Ci, którzy je kupują wiedzą dlaczego to robią i po co. To wspaniały przykład żywej historii która nie została jeszcze napisana do końca. A że ma korbkę? Powiedzmy sobie szczerze – komu to przeszkadza?