Spis treści
Dura Lex, sed Lex, czyli twarde prawo, lecz prawo
Twarde prawo, lecz prawo
W ciągu ostatniego półwiecza Japonia stała się synonimem wysokiej jakości produktów konsumpcyjnych. Złośliwi twierdzą, że to przez szeroki strumień pieniędzy amerykańskich, płynących przez Pacyfik po wygraniu wojny i zrzuceniu na zdemolowany naród dwóch bomb atomowych, ale trzeba przyznać, że Japończykom nie można odmówić pracowitości, nowatorstwa, dbałości o szczegóły i estetycznego szaleństwa. Ich wrodzona duma zawsze nakazywała im robić coś lepiej niż inni. Dlatego sprzęt Sony jest lepszy niż inne. Dlatego aparaty Nikon są najlepsze na rynku, a motocykl Yamaha Drag Star bywa lepszym Harleyem niż sam Harley. Gdy Europa produkowała stonowane, klasyczne auta w Japonii ścigano się kto zrobi ładniejsze i bardziej nowatorskie. Lexus LC jest kwintesencją takiego podejścia – zamiłowania do harmonii, odwagi stylizacyjnej, pewnego wizjonerstwa. To kolorowy sen o GT, zrealizowany z takim rozmachem i zacięciem, że budzi zachwyt od pierwszego spojrzenia, jest na wskroś japoński i w dodatku – chce być lepszy niż inne GT.
Konkurencja jest tu naprawdę ostra, mówimy o segmencie samochodów, które stawały się elementami popkultury, są obiektem marzeń, esencją motoryzacji. Tu walka toczy się między Porsche 911 a BMW 850i, tu o klienta walczy Aston Martin i Chevrolet Corvette i są to nazwy, które elektryzują fanów czterech kółek na całym świecie. O tą elektryzującą siłę wszak wszystkim chodzi, i Lexus podszedł do tego można powiedzieć, dosłownie – robiąc wspaniałe GT z silnikiem hybrydowym z jednej strony, z drugiej – tworząc bryłę LC w zgodzie z wszystkimi prawidłowościami klasy. W LC znajdziemy dużo kompozytów, włókien węglowych i aluminium. Auto ma wszystkie ciężkie elementy jak najbliżej środka geometrycznego, co w oczywisty sposób poprawia własności trakcyjne. I trzeba przyznać – Lexus LC jest po prostu piękny. Jego ściśle samurajski, wojowniczy przód można odlewać w brązie jako wzorzec.
Klasyczna dla marki linia atrapy chłodnicy rozszerza się ku dołowi komponując z małymi wlotami powietrza po jej bokach, a górna linia przetłoczenia maski biegnie aż do bocznych słupków. Reflektory przednie to stylistyczny kosmos. Zjawiskowe klosze nie przypominają czegokolwiek innego na świecie, i nic dziwnego – branża doceniła odwagę w kreśleniu linii tego auta. Samochód zbiera laury od momentu powstania, a jeden z nich, EyesOn Design dotyczy właśnie projektu reflektorów. Auto zebrało też nagrody za najlepszy design, wnętrze, za samochód typu coupe i auto 25-lecia magazynu Playboy. Opływowa, leciutko zaakcentowana wąskimi tłoczeniami maska przechodzi w nachyloną, dużą przednią szybę. Sylwetka samochodu lekko unosi się w środku, by opaść ku tyłowi i zwieńczyć dzieło efektownym pasem tylnym.
Mamy tu feerię linii i eksplodujące nowatorstwo w ich kreśleniu – reflektory tylne zabudowano na kształt wyciągniętej litery „T”, ale reszta tej esencjonalności stylu kryje się w delikatnych zarysowaniach a nie głębokich akcentach i w tym wypadku „mniej znaczy więcej” sprawdziło się wręcz genialnie. LC to pomnik estetycznej dojrzałości, auto o niebanalnym, wspaniałym charakterze i wielkich szansach na stanie się ikoną designerskiej odwagi i śmiałości. Egzotyka ma tu wyjątkowo znośny styl, ale jak wszystkie orientalne smaki, jest pikantna i z automatu sprawia, że po pierwszym kęsie robi się tylko goręcej.
Budokan
Wnętrze Lexusa LC może posłużyć BMW za pomysł, jak zrobić coś na wskroś ultranowoczesnego. Jeśli w BMW wysuwa się wyświetlacz, wygląda jakby został na siłę doklejony do deski rozdzielczej. W LC mamy wrażenie, że harmonia, z jaką zaprojektowano kokpit graniczy z szaleństwem i mogli zrobić to tylko Japończycy.
Wyświetlacz wkomponowano w jego linie zmysłowo i subtelnie, a spora część informacji na nim wyświetlana jest w formie graficznej, co pozwala w bardziej intuicyjny sposób sterować funkcjami auta. Środkowa konsola wygląda, jakby złożono ją z kilku elementów, ale po chwili widać przenikające się linie – szczególnie w miejscu, gdzie znajduje się radio i sterowanie klimatyzacją – z jednej strony to miejsce „należy” do linii zegarów i deski, z drugiej, wsparte masywnym ramieniem po prawej stronie, jest częścią środkowej konsoli. Tapicer również podporządkował się stylistom – wystarczy spojrzeć na drzwi od wewnątrz. Łagodne łuki i ostre wierzchołki. Dobranie kolorów to po prostu obłęd. Mamy do czynienia z kapitalnie przemyślanym samochodem, który nawet na chwilę nie pozwala nam o tym zapomnieć. Silniki to wolnossąca jednostka V8 o mocy 467 koni, pięciolitrowa oraz w napędzie hybrydowym – konstrukcja mieszana, o łącznej mocy 370 koni. W obu przypadkach samochód jest niezwykle zrywny, szybko przyspiesza i chętnie wkręca się do szybkiej, dynamicznej jazdy. Ponieważ większość ciężkich elementów auta, łącznie z pasażerami jest zogniskowana blisko środka, prowadzenie tego samuraja nie nastręcza większych kłopotów i przynosi naprawdę wiele radości. Samochód z napędem hybrydowym ma dwie skrzynie biegów – jedna rozdziela moc, druga działa normalnie. Wszystko to, zwarte w kapitalnej sylwetce sprawia, że mamy do czynienia z japońskim GT które śmiało może konkurować z każdym innym, jest odważne stylistycznie i technicznie, ma bajeczne wnętrze i dość długą listę wyposażenia w standardzie. No i, jak większość GT, jest po prostu drogie. W polskiej dystrybucji tańszy jest samochód z napędem hybrydowym. Za najtańszą wersję trzeba zapłacić 538 tysięcy złotych, za najdroższą, dumnie nazwaną Superturismo – 608 tysięcy. Wersje LC 500 z klasycznym V8 są odpowiednio droższe – Superturismo z tym silnikiem to niemal 650 tysięcy złotych. Na rynku amerykańskim cena tego auta to około 92 tysięcy dolarów. W najdroższej opcji daje to oszczędność rzędu ponad stu pięćdziesięciu tysięcy złotych, co nawet dla swobodnie dysponujących takimi pieniędzmi jest kwotą niebagatelną. Import nowego LC z USA może być więc wyjściem awaryjnym prowadzącym do posiadania kapitalnego auta. Warto.