Spis treści
Mitsubishi Outlander
Dobra kawa jest jak odpowiednio przyrządzony posiłek. Smaczny i konieczny rano, relaksujący popołudniu. Niezastąpiony w pracy. Podobno kofeina przyspiesza spalanie i wspomaga metabolizm. O wadach i zaletach kawy można mówić bez końca – tak samo jak wielu ma przeciwników i zwolenników. Nie da się ukryć, że picie tego napoju jak żadnego innego przybrało fantastyczne rozmiary rytualne i emocjonalne. I dobrze, bo w szarzyźnie dnia codziennego stanowi to o jego kolorycie.
Nie wiem ile kawy musieli wypić konstruktorzy nowego Outlandera, ale na pewno było ich sporo. Stworzono duże auto rodzinne, z wybitnie lekką sylwetką, ogromem miejsca w środku, żwawymi silnikami i na tyle sporym prześwitem, że poradzi sobie na trudniejszych nawierzchniach. Z Outlanderem można rytuał kawowy przenieść np. na wschód słońca nad Bugiem i spokojnie wrócić do pracy. Można to japońskie cudo sprowadzić stosunkowo tanio z rynku amerykańskiego. Sylwetka tego samochodu budzi niekłamany spokój. Jest duży, to fakt. Ale rozstaw osi i konstrukcja zostały tak spasowane, że manewry tym autem nawet na ciasnych uliczkach nie sprawiają kompletnie żadnego problemu. Lekko nachylona ku przodowi linia przydaje autu dynamiki i lekkiego posmaku finezji, podkreślonego prostymi liniami biegnącymi wzdłuż auta ku tyłowi. Przód samochodu ma smak, budzi respekt i wydaje się, że mógłby powiedzieć po 500 kilometrach z lekką nutką rozczarowania „...to tyle na dziś? Tylko?”. Nie da się ukryć, że Outlander to zawodnik wagi ciężkiej. Ale lekkości ruchu i sylwetki nie można mu absolutnie odmówić.
Mitsubishi znane jest najbardziej z kolejnego wcielenia Lancera Evolution numer szybernaście. Auta, które przez ponad dekadę elektryzowało fanów WRC na całym świecie swoją nieustanną bitwą z potężnym Subaru Imprezą. Outlander poprzedniej generacji próbował nawet przodem nawiązać do Evo, z stylizacją znaną jako „Jet Fighter”, a zaczerpniętą z konstrukcji stricte lotniczej, czyli myśliwca F-2, wcielenia F-16 produkowanego w Japonii. Tyle że „Jet Fighter” kapitalnie wygląda w zwykłym Lancerze. Tak jak wlot a'la Aston Martin sprawdził się w Fordach, tak nowa stylizacja nie przyjęła się w dużym aucie jakim jest Outlander. Wyglądało to nieco nachalnie i w nowej wersji konstrukcja wróciła do bardziej azjatyckich wzorców, o odważniejszych liniach.
Nowy Outlander śmiało może konkurować z Cayenne, XC90 czy Audi Q5. Jest to auto niezwykle przestronne i bardzo dobrze pomyślane. Nie ma też tej swoistej ociężałości designu cechującej duże auta konkurentów. Dopiero gdy się przy nim stanie, wygląd budzi respekt i zdaje się zapewniać, że spokojnie rozsunie każdą zaspę, nasyp, barykadę z pustaków i powalone drzewa. W środku jest – dzięki Ci panie! - tak samo jak na zewnątrz. Na upartego można z tyłu założyć nogę na nogę i poruszać palcami w sandałach – tyle przestronności oferuje samochód bez specjalnych udziwnień technologicznych. Przód podobnie. Wszystko w doskonałej jakości, dużej ilości alcantary (zwłaszcza w wersji Calligraphy). Siedzi się wspaniale. Wystarczy podnieść fotel, złapać za kierownicę – i gnać po horyzont. Jedyne do czego można mieć zastrzeżenia, to przyciski konsoli systemu Alpine – zrobione chyba dla japońskich baletnic w wieku przedpoborowym. Duże palce będą mieć kłopot.
Pod maską mamy niewiele do wyboru. Standardowo samochód ma dwulitrową benzynę lub diesla 2.2 litra. Obie jednostki mają po 150KM mocy i zapewniają wystarczającą moc, a i zapotrzebowanie na paliwo jest relatywnie znakomite jak na auto tych gabarytów. Wynik poniżej dziesięciu litrów nie jest trudny do osiągnięcia. Z silnikami nie ma żadnych kłopotów, napęd 4x4 lub na przód można zmienić na bieżąco. Ciekawa jest skrzynia CVT, automatyczna – która znakomicie radzi sobie z przyspieszeniami i nie pobudza jednostek do większego spożycia paliwa. Outlander doskonale radzi sobie w lżejszym terenie (do trudniejszych spraw Mitsubishi ma Pajero), a jedyne kłopoty sprawia mu tzw. polski asfalt – dziury w drodze powodują w zawieszeniu nerwową anemię i niespokojne reakcje, jednak – całkowicie do opanowania. Gama silnikowa to kolejny powód, by zainteresować się sprowadzeniem Outlandera z USA. Amerykańskie drogi są lepsze, to raz, dwa - w starszych wersjach Mitsubishi montowało zacny motor V6.
Outlander trzeciej generacji konkuruje bezpośrednio z samochodami z wyższej półki, ale jego bezpośrednimi oponentami będą takie auta jak Subaru Forester, czy Kia Sorento. Na tle tej ostatniej wygląda jak arystokrata, a i z topowym w tym segmencie BMW X3 porównanie nie daje jednoznacznej odpowiedzi kto zwycięża. BMW jest sporo droższe, ma jednak bogatszą gamę silników i wyposażenia. Nowiutki Outlander to wydatek rzędu minimum 120 tysięcy złotych, za nieco lepsze wersje trzeba wydać w Polsce dużo więcej. W USA rocznik 2015 czy nawet 2017 jest dużo tańszy, na wielu aukcjach można znaleźć stosunkowo dobre okazje na to auto, które po niewielkich naprawach może jeszcze bardzo długo służyć. Choćby do jazdy na doskonałą kawę.