Spis treści
Siedem dni - siedem aut z USA. Ford Taurus - Monday's Giant
Poniedziałek jest znacznie lepszy gdy za oknem świeci słońce i nie przygnębia nas w żaden sposób aurą. Co prawda, trzeba iść do pracy – ale możemy też do niej jechać, najlepiej: autem sprowadzonym z USA. Podejmujemy się każdego dnia wskazać Wam auto z USA, i klasyczne i nowe któremu uda się Was rozchmurzyć, dać dobrą energię, pozytywnie nastroić – no i być może się na nie skusicie? Jeśli szukacie, może to będzie dla Was odpowiednia argumentacja. W końcu dobry samochód potrafi poprawić humor nawet w poniedziałek. Więc, czeka nas siedem aut, a na poniedziałek możemy zaproponować Forda Taurusa z USA.
Jak wiadomo, Taurus to nie jest nowe auto – ma za sobą sporą historię. Pojawił się w połowie lat osiemdziesiątych by zastąpić starzejący się model LTD, przy czym miał zupełnie inną linię nadwozia, nową stylizację i sporo luksusu w środku, włączając w to elektryczne fotele, szyby, klimatyzację i tempomat. Potem Taurusowi różnie się wiodło – bardzo popularne były modele kombi, jako praktyczne taczanki do wszystkiego, z ogromnym bagażnikiem i niskim progiem załadunkowym. Sprawdzały się jako pojazdy rodzinne, a jedna z rodzin – mianowicie filmowa familia Griswoldów – uwieczniła Taurusa na zawsze: to tym autem Clark wjechał pod ciężarówkę w poszukiwaniu choinki a potem ruszył przez Stany na Florydę. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Ford jednak stracił poczucie stylu i klimatu – czwarta generacja Taurusa, z słynnymi owalami nie chciała się dobrze sprzedawać, choć na rynku amerykańskim to określenie oznaczało, że sprzedało się prawie półtora miliona tych aut. Koncern zdecydował się pożegnać z nazwą Taurus, co paradoksalnie przyczyniło się do jego odrodzenia.
Klienci bowiem okazali się niezwykle przywiązani do nazwy i działania Forda ocenili bardzo krytycznie. Oto bowiem najwięksi konkurenci – Japończycy – robią na przykład Corollę od lat sześćdziesiątych i nie zmieniają jej nazwy. Podobnych działań oczekiwano względem rodzimych konstrukcji, zamiast wprowadzania nowych. I tak, po kilku latach produkowania samochodu pod oznaczeniem Five Hundred, Ford uległ i wrócił do nazwy Taurus. Piąta generacja to już powrót do starej nazwy i fundament tego, co uważamy za amerykańskiego sedana. Poza tym – bryła łudząco przypomina Passata B6, jest jednak bardziej elegancka i wyniosła, ma też więcej agresji i zadziorności. Ford uznał, że dobrze mu idzie i zaprezentował jeszcze dwie kolejne generacje, szóstkę w 2009 roku i siódemkę w 2015, przy czym tę ostatnią nową można dostać już teraz tylko w Chinach, a szkoda. Tak czy owak, Taurus to kawał amerykańskiej historii i auto które może doskonale służyć jako codzienne, wytrzymałe wozidło które wiele elementów ma wspólnych z Mondeo i Fusion. Oto kilka propozycji na poniedziałek:
Szósta generacja z 2014 roku. Wygląda bardzo zadziornie, a wysunięty dół przedniego pasa nadaje jej nieco wojowniczy, masywny wygląd. Samochód jest dużo bardziej muskularny od Fusion, z którym dzieli większość podzespołów. Pod maską – 3.5 litrowe V6 zespolone z sześciostopniowym automatem. Klimatyzacja, sunroof, multifunkcyjna kierownica, podgrzewane i wentylowane fotele, ogromny bagażnik. Cena – 11 tysięcy dolarów. Przebieg – 53 tysiące mil.
Rocznik 2008. Pod maską niezawodny Cyclone V6, który niezmiennie gościł tam aż do końca produkcji Taurusa w USA. Jak widać, bryła to klasyczny sedan z łagodną, zaokrągloną linią dachu i wyrazistym przodem z długimi zwisami nadwozia. Ciekawe autko, 124 tysiące mil przebiegu. W środku bardzo zadbane, na zewnątrz – kilka rys na nadwoziu, które jednak nie są specjalnym wyzwaniem. Cena – banalna, 3500 dolarów.
SHO to usportowiony Taurus o wzmocnionych charakterystykach. Pojawia się od pierwszej generacji auta i jest zawsze cennym kąskiem na rynku wtórnym. Pod maską pracuje podobny silnik – V6 3.5 litra, ale w SHO jest to uturbiony model EcoBoost, który wyciska 365 koni mocy wobec tradycyjnych 263 z klasycznego Cyclone. W środku więcej skóry, nieco głębsze fotele, wzmocnione hamulce. Napęd na wszystkie koła i pięcioramienne alufelgi. I takim sedanem możecie zgasić niejednego sąsiada. Cena – 30 tysięcy dolarów.
Poniedziałkowy nastrój – zrobiony! Oby Taurus wprowadził Was w dobry humor. A jeśli któryś się Wam podoba – sprowadzimy go z USA. Zapraszamy!