Spis treści
Auta z USA dla Jamesa Bonda - i nie tylko.
W kinach zagościł nowy Bond. I świetnie, że ostatni z Craigiem – szkoda aktora, żeby się zakorzenił w jednej roli, a pamiętamy go chociażby z „Monachium” Spielberga. Sean Connery bardzo długo czekał na odklejenie łatki supermacho, Roger Moore się poddał. Pierce Brosnan próbuje. Jaka rola czeka na Craiga – kto wie? Wraz z nowym Bondem pojawiły się oczywiście samochody, w tym Aston Martin w scenie genialnego pościgu. Zastanawiając się nad tym, warto poszukać samochodu europejskiego z amerykańskim rodowodem. Często – z amerykańskim silnikiem. Takie małżeństwa były na porządku dziennym dawniej, dziś trochę to inaczej wygląda – zwłaszcza że zunifikowany świat wygląda na nieustanną kopię siebie samego. Ale jeśli przypomnimy sobie choćby GT40 czy Shelby Cobrę – przecież to w zasadzie brytyjskie pomysły, w które ktoś wsadził amerykańskie serce, tworząc legendę.
Sprowadzając z USA takie samochody za każdym razem cieszy nas że będą one używane i przedłużają żywot legend. Jest jednak kilka samochodów o mniej spektakularnym wymiarze takich związków, a na które warto zwrócić uwagę. Bond jest klasyką, także i my poruszamy się dziś po klasycznych drogach współczesnej motoryzacji.
Wyglądał jak skrzyżowanie Forda Mustanga z... no właśnie, czym? Pozostawał nieustannie w cieniu bardziej utytułowanej rodziny serii DB. Ale tak naprawdę, szkoda – bo przecież firma miała prawo produkować coś innego niż nieustannie te same samochody. Ba, nawet chciała to robić! W starszych wersjach mamy trochę włoskiej linii z początku lat siedemdziesiątych, kiedy to co włoskie wyglądało tak fantastycznie jak jeździło, trochę siermiężnej muskulatury z Anglii, kostycznej i nieco flegmatycznej, ale wciąż wyglądającej jak Spitfire na amfetaminie. I dziś zapomniany V8 wraca do łask. Kosztuje duże, a nawet bardzo duże pieniądze. Model ze zdjęcia powyżej, rocznik 1977 będzie kosztować nas 115 tysięcy dolarów.
Kolejny Aston – tym razem z roku 1985 został wyceniony na kosmiczną cenę 300 tysięcy dolarów. Tak, tak horrendalne kwoty osiągają te samochody – to sześciokrotnie więcej niż piętnastoletni V8 Vantage! Porównując je z tym jak wyglądały auta w tamtym czasie, zwłaszcza amerykańskie – nie dziwimy się. Samochód ma klasyczne linie, był ręcznie składany, ma pod maską ośmiocylindrowe monstrum o pojemności 7 litrów, zespolone z pięciostopniowym manualem. I najlepsze – tylko 18 tysięcy mil przebiegu.
Poza Martinem Scorsese i amerykańskim kinem – najpiękniejsze małżeństwo Włoch z USA, jakie tylko można sobie było kiedykolwiek wyobrazić. To auto jest jak Monica Bellucci przechadzająca się po trawniku Twojego domu w czarnym bikini. Jak by jeść pizzę w towarzystwie Roberta DeNiro i Sharon Stone. Połączenie wyzywającej, wybuchowej włoskiej linii nadwozia z tymi absolutnie cudownymi osłonami reflektorów wraz z amerykańskim, mocarnym V8 od Forda. Iso Grifo Rivolta występuje dziś tylko i wyłącznie jako auto kolekcjonerskie – chociaż gdyby ktoś się pokusił o jakąś fajną replikę, sprowadzimy je z USA. Cena egzemplarza ze zdjęcia – proszę usiąść – ponad 350 tysięcy dolarów.
Kolejnym przykładem auta, o którym może nigdy nie słyszeliśmy. AC 428 to związek brytyjsko – amerykański. Zresztą, firma AC powinna być Wam z tego znana – wszak to od niej wypłynęło seksowne ciało Cobry, które niejaki Pan Shelby wziął i ożenił z silnikiem V8 tworząc jeden z najbardziej kultowych samochodów wszechczasów. Czy więc cyfra „428” nie budzi pozytywnych skojarzeń? Ależ tak – w tym niepozornym ciele ładnego coupe od firmy AC siedzi ten sam silnik, który napędzał Cobrę – jednostka 7.0L. Ponad 50-letni samochód popłynął na aukcji za jedyne 167 tysięcy dolarów.
To był samochód! Wyprodukowano go w czasach, kiedy Alfa Romeo nie stawała się królową lawet, a jakość wykonania była znacznie lepsza niż dziś. Model Montreal produkowano z myślą o USA, i spora część rzeczywiście tam powędrowała – tak jak egzemplarz ze zdjęcia, który wystawiono niedawno za kwotę 78 tysięcy dolarów. Jest to dziś nasze najtańsze auto – ale jakie! Takiej linii dziś nie ma, te pomysłowe żaluzje nad światłami, „przymrużone” spojrzenie – takich aut już nie uświadczymy.
Wycieczka po klasykach zakończona. Możemy iść na nowego Bonda i myśleć co sprowadzić z USA – jutro nowa propozycja na takie auto. Zapraszamy!