Spis treści
Toyota Tundra z USA - Bieszczadzki Zakapior
Kiedy autor tekstu siedzi w Wetlinie po trzydziestodwukilometrowej wyrypie przez połoninę i katorżniczym szlaku na Małą Rawkę, trudno by w jego głowie były auta z USA. Ale kiedy siedzi się już po takim szlaku, popija gorącą kawę w samotnym pokoju, a Led Zeppelin kroją ciszę zdradzieckim, przyjemnym optymizmem, pojawiają się chęci, by zrobić coś jeszcze dla siebie. Na przykład napisać o kolejnym aucie, które gdzieś chodzi po głowie. Co prawda nie chodziło na szlaku, bo autor wypadł z ciepłego łóżka o godzinie 2:15 w nocy, ale po powrocie.. No bo te Bieszczady mają swój charakter i urok. Pcha się człowiek w te góry, czasami nie spotka żywej duszy, a po zejściu, jak już zakwasy i skrzypiące kolana zaczną działać w miarę ukierunkowane na odpowiednim poziomie, myśli to co wszyscy przyjezdni tutaj - że warto by się tu przeprowadzić. Bo człowiek miałby te góry na wyciągnięcie ręki. Połoniny rzut beretem. Historie miejscowych po filozofii, którzy powiedzą Wam o koleżance ze studiów, która uczy łaciny w Rembertowie. Niedźwiedzica z młodymi na szlaku na Przełęcz Orłowicza. Potok za oknem szumiący do snu. Gary Moore i Bob Marley w knajpie, gdzie łysy, wielki barman serwuje Wam piwo i kotlet wielkości Sudanu. Chmury sunące nad połoninami, kiedy leżysz nad tą rzeką, napojony tym piwem i mówisz - kurczę rzucam wszystko jadę w Bieszczady. Zapach oscypka, owce i psy pasterskie. Tylko że świetnie wygląda to w lecie, kiedy działa komunikacja, nie ma zasp wielkości wieżowca i drogi do domu nie musisz odśnieżać za pomocą ładunków wybuchowych. Najbliższa Biedronka z połonin leży w Ustrzykach, gdzie trzeba jakoś dojechać i tu pojawia się nasz dzisiejszy bohater - nawet nazwę ma idealną: Tundra, konkretnie Toyota Tundra.
Prastare hasło które spotkaliśmy gdzieś w komiksie i brzmiało "Zrób to z Toyoto" w wypadku Tundry idealnie się sprawdza. Jest to samochód będący twórczym rozwinięciem klasycznego pickupa japońskiego producenta, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii motoryzacji. Tam gdzie inne samochody wyrzucały z siebie ostatnie tchnienie, kaszlając korbowodami i wypluwając resztki zawieszenia, tam Toyota radziła sobie doskonale. Nawet jeśli na dachu miała zamontowany karabin maszynowy kalibru 12,7mm z zapasem amunicji, a w załodze był klasyczny desant afgańskich mudżahedinów, na masce wciąż widniało srebrne, proste logo - Toyota. Jakim cudem japoński producent stworzył samochód terenowy w ciele pickupa, potrafiący przetrwać wojnę atomową, tego nie wie nikt. Japonia co prawda doświadczyła niezbyt pokojowego wykorzystania energii jądrowej, ale kiedy projektowała swoje pickupy, kraj był wyposażony w takie drogi, że warto byłoby wypowiedzieć Japonii wojnę, by zaanektowała nasz kraj i naprawiła nasze. Przy czym tę szokującą jakość mały, dzielny naród miał ze trzydzieści lat przed nami, więc jakim cudem? Odpowiedź jest prosta - Japończycy słuchają. To oni wykoncypowali jak ogarnąć napęd CD, a z klawiszy wyciągnąć tyle co z dużo większego fortepianu. Poza tym to co robi się w Japonii, jest mniej energochłonne i materiałochłonne niż w reszcie świata. Słuchajcie, Japończycy wymyślili nawet mini-skaner pracy jelit (nazywa się D-Free i to żadna ironia) żeby wydłużyć życie i poprawić jakość zdrowia starszych obywateli Państwa Kwitnącej Wisienki. Innowacje to dla Japonii chleb powszedni. Toyota nie stanowi tu wyjątku.
Klienci zadawali firmie pytania od początku lat 90-ych: oczywiście z całym szalonym respektem japońskiego społeczeństwa. Szanowny Panie Katashimoshi, chciałbym ku chwale i dla rozwoju firmy jako wspólnego dobra, uprzejmie zapytać co Toyota ma do zaoferowania w zakresie pełnowymiarowych pickupów? W 1994 Toyota odpowiedziała na te potrzeby wprowadzając model T100. Tyle że miał on czterocylindrowy silnik, i dopiero rok później pojawiła się wersja z V6 o pojemności 3,4 i mocy 220 koni oraz model Xtracab, z wydłużoną kabiną pasażerską z czterema drzwiami. I to jest protoplasta dzisiejszej Tundry. Ta pojawiła się w 1998 jako naturalne zastępstwo klasycznego modelu T100. Napędzana mocną jednostką V8, Tundra skasowała konkurencję, mając lepsze charakterystyki niż porównywalne do niej takie auta jak Ford F150. Żeby było jeszcze złośliwiej, czy może bardziej niesamowicie, Tundrę składa się w USA w Princeton w stanie Indiana. Jeśli japoński prztyczek w nos ma znamiona zemsty, to jest on wymyślony do perfekcji. Bo umówmy się, gdzie Tundra pasuje lepiej niż w USA, w ojczyźnie pełnowymiarowych pickupów? Japoński samochód jest terenową wersją Yamahy DragStar. Japończycy zrobili Harleya, który jest mniej zawodny niż Harley i lepiej jeździ, a wygląda tak samo. Tundra jest lepszym pickupem niż spora część amerykańskich, lepiej jeździ i wygląda równie smakowicie. Japoński koncern sprzedaje Tundrę pod hasłem "Born for adventure. Driven for memories" i jest to slogan genialnie oddający charakter japońskiego pickupa. To duże, bardzo masywne auto ale jednocześnie nie można odmówić mu urody, trwałości i funkcjonalności. Przy czym doskonale wyposażona wersja Limited mająca na pokładzie ośmiocalowy wyświetlacz dotykowy, fotele z pamięcią ustawień, 18-calowe felgi to koszt 50 tysięcy dolarów, od których startuje podstawowa wersja nowego F150.
Zobaczmy zatem, jak japońsko- bieszczadzki zakapior prezentuje się na rynku aut używanych. Może czeka go nowa przyszłość w podgórskich wędrówkach?
Trzyletni samochód to wydatek rzędu 41 tysięcy dolarów. Tego tu oblano wściekle fioletowym lakierem (choć kodyfikowanym jako "Voodoo Blue"), jakby i tak nie był wyzywający. Ale w stylowości Tundra jest jakaś mimo wszystko szlachetna, mniej toporna a bardziej przygodowa. Pod maską pracuje tu potwór V8 o mocy 381 koni o iście amerykańskich proporcjach zawartych w pojemności 5,7 litra. Ogromny kufer i zaskakująco funkcjonalne wnętrze.
Roczna Tundra to już wydatek rzędu 60 tysięcy dolarów. Ale otrzymujemy za to naprawdę potężny samochód. Masywna, wulgarna i agresywna linia, duży i mocny silnik V6 legitymuje się mocą 389 koni krzesanych z pojemności 3,4 litra. Za to w środku - mówiąc młodzieżowo, sztos. Toyota udowania, że pickup może być w środku jak najbardziej atrakcyjny - ma świetne pomyślane ułożenie przycisków, sterowanie inforozrywką z gigantycznego wyświetlacza jest banalnie proste, a do kompletu mamy bardzo dobre materiały i świetne fotele. Całość ma banalny przebieg 19 tysięcy mil.
Biała Tundra z silnikiem 5,7 V8 pochodzi z 2015 roku i jest ciekawą alternatywą dla dużo nowszych i duuuużo droższych aut. Samochód ma przyzwoity przebieg 69 tysięcy mil, a wnętrze nie nosi śladów zużycia których po pickupie moglibyśmy się spodziewać. W dodatku auto przed gruntownym liftem całkiem przyjemnie się starzeje. Pełnowymiarowy, potężny pickup może być Wasz już za 28 tysięcy dolarów. Auto zmieści z tyłu przeciętny zbiór ziemniaków z dwudziestu hektarów zasiewu, a prześwit jest taki, że mniejsze auta można niemal przeskakiwać. Świetny samochód !
Starsza Tundra to świetny pomysł na konia roboczego w każdym biznesie wymagającym terenowego usposobienia. Samochód poradzi sobie z przeszkodami, pokonując je sprawnie i bez straty połowy nadwozia, jest ładowny, przestronny i wygodny a dzięki dużym jednostkom relatywnie dynamiczny. I dotyczy to aut każdej wersji, ponieważ ten pickup niespecjalnie zmieniał swój charakter - co najwyżej ubranie, stylizację, fryzurę: ale nie charakter. Pozostał bezkompromisowym pogromcą trudności, autem do zadań specjalnych, które mamy codziennie przed sobą. Ta Tundra z 2010 roku wystawiona jest na sprzedaż za jedyne 13 tysięcy dolarów. Pod maską pracuje tu silnik V8 o mocy 310 koni i pojemności 4,6 litra. Auto ma spory przebieg - prawie 154 tysiące mil, stąd jego umiarkowana cena, niemniej nie nosi śladów skrajnego zużycia i ma pełną dokumentację serwisową.
Japoński pełnowymiarowy pickup to arcyciekawa propozycja na trudniejsze chwile, tak w powiecie bieszczadzkim, jak i innych miejscach. To auto duże, masywne, trwałe i funkcjonalne, niosące dumnie wybitną przeszłość pickupów Toyoty. Jeśli szukacie mocnego pomocnika - warto wziąć go pod uwagę jako auta z USA do sprowadzenia. Zapraszamy!