Spis treści
Ford F350 w "Czarnej Wołdze" Rafała Paczesia
W świecie importerów trzeba mieć stalowe nerwy i daleko idący dystans do siebie i innych. Sprowadzanie aut z USA to nie jest praca na pół etatu i pomimo wszystko, pomimo tego całego zasmrodzenia świata i dewaluacji wartości, mimo pobytu w nieustannej mentalnej sadzawce – warto mieć zasady, być szczerym, być sobą i trwać w tym jak najdłużej i jak najsilniej. Koniec końców, nawet jeśli uczciwość wygląda na mało atrakcyjną cenowo, jest i tak zwycięzcą. Karma może być włosem, który wraca jako głowica atomowa i bycie względem siebie szczerym pozwala w jakiś sposób uniknąć hekatomby własnego sumienia. Coraz trudniej jednak o tą szczerość, coraz więcej jest nabrzmiałego patosu, coraz więcej – mówiąc językiem Kieślowskiego – łokci i pleców, a coraz mniej serca i rozumu. Poruszać się w tym świecie, nawet motoryzacyjnym, by znaleźć choćby skrawek mentora, jest trudne.
Telewizja stała się nagle bardzo sztywna i wśród tandetnego naśladownictwa (każdy chce być kolejnym wcieleniem "Top Gear") pozostaje nam internet. Tam z kolei wszystkie przegięcia są dozwolone i wyciągnięcie z nich wniosków bywa niekiedy bardzo trudne. Tym bardziej cieszy, że jest ktoś, komu się zwyczajnie, po ludzku, chce. Kto nie ma na ustach kajdan opcji politycznych, czy religijnych, jest komikiem i do kompletu kocha samochody. Tym kimś jest Rafał Pacześ, a jego „Czarna Wołga” to autorski program motoryzacyjny na YouTube, w którym uznany stand-up'er recenzuje wybrane przez siebie samochody.
Dobra recenzja musi być ciekawa. Recenzje Paczesia, który w swoich produkcjach ociera się o bezczelność i prowokacje, są więcej niż ciekawe – są zjawiskowo pozytywne. Przede wszystkim, komik nie usiłuje udawać, że tworzy poważny program motoryzacyjny. Wystarczy podać przykład „AutoManiaka” ze znanej telewizji – testy samochodów, owszem, przyjemne, ciekawe, ale... no właśnie... Pachnie to ugrzecznionym Clarksonem i Hammondem. Tyle, że oni są szczerzy, potrafią przeklinać, brudzić się, wymyślać najdziwniejsze testy aut, aby program żył.
Rafał Pacześ nie udaje, ani Clarksona, ani Hammonda, ani rodzimych "automaniaków". Nie boi się prowokacji. W recenzji Forda F350 Super Duty przywiózł swoich widzów do... Zgierza. Po wrzuceniu zwłok do stawu, uciekł... Zabierając się za Bentley'a GT (razem z Tede) udawał kloszarda. Wszystko tak krańcowo zabawne, że ciekawe, bo między gagami komik opowiada o samochodach bardzo dobrym, fachowym i pożytecznym językiem. Informuje nas o klasie auta, potrafi docenić jego nietuzinkowość, śmiałość stylistyczną górującą nad innymi, charakter – słowem, odczytuje gdzieś duszę prowadzonych samochodów. Widać, że jest to wielka pasja do motoryzacji, a nie przykry, komercyjny obowiązek recenzji danego modelu. Nawet F350, w którym pozował na amerykańskiego południowca w kapeluszu i flaneli, budził w nim pozytywne skojarzenia – chociaż nie wierzył, ile zostawił pieniędzy na stacji benzynowej (siedemset – przypis autora ;) ). Mustanga GT testował razem z Kacprem Rucińskim, Infinity Q60 – z Abelardem Gizą. Z Rafałem Rutkowskim – Murcielago, a z Paluchem – Audi S8.
Oto odcinek "Czarnej Wołgi" z naszym Fordem F350 Super Duty!
Osiem odcinków, bo tyle do tej pory powstało, to wydaje się niedużo – konkurencja na YouTube potrafi mieć ich sporo więcej, ale nie o ilość tu chodzi i bardzo dobrze. Każdy odcinek ma blisko godzinę i mówić – nawet w towarzystwie – o aucie przez godzinę tak, by nie zanudzić widza to bardzo trudne zadanie. Rafał Pacześ wychodzi z tego naprawdę z klasą. Rozmowy z gośćmi są luźne, nikt w tym programie nie pozuje i nie spina się – wszystko wygląda bardzo naturalnie. Historie opowiadane przez prowadzącego i jego gości są wciągające a przy tym – bardzo zabawne. Można odnieść wrażenie, że nikt nie odwala pańszczyzny, a tworzy program na serio, rodzaj godzinnego autorskiego show, w którym auta i jazda nimi to motyw przewodni. Duża w tym zasługa autora, który nie bryluje, nie dominuje i daje każdemu dojść do słowa – w tym samochodom, które powozi. Goście, którzy na spotkania przyjeżdżają swoimi pojazdami, opowiadają także o swoich wrażeniach z jazdy, potrzebach jakie muszą realizować i autach, które posiadają i cenią. Cała koncepcja programu jest więc czymś, co daleko wykracza poza sztywne ramy „audycji o samochodach”. To raczej luźne spotkanie ludzi, z ich wrażeniami i emocjami, bliższe zwykłemu człowiekowi tak sposobem prowadzenia rozmowy jak i jej treścią.
Realizacja wizualna i dźwiękowa "Czarnej Wołgi" stoi na wysokim poziomie. Ujęcia są pełne dynamiki, a kiedy trzeba – stonowane i nie męczą widza. Cały pomysł prowadzenia programu jest przemyślany. Po obejrzeniu jednego odcinka, człowiek ma ochotę na następny, by się przekonać, co Rafał zrobi z kolejnym samochodem i swoim gościem. Żarty są na poziomie, a kiedy granice wydają się być przekroczone, pojawia się coś, co świetnie równoważy całość. Zresztą oceńcie sami, to trzeba zobaczyć! :)