Spis treści
Ford Fusion - Amerykański Accord czy europejskie Mondeo?
Amerykański Accord czy europejskie Mondeo?
Ford Fusion to nic innego niż Ford Mondeo, różniący się kilkoma detalami wyposażenia i nadwozia od tego dostępnego w Europie. Ten genialny samochód, z wlotem powietrza stylizowanym na auta Aston Martin jest u nas tym autem, które zagraża hegemonii Passata, przy czym bije go na głowę stylistyką. Ale zanim o stylistyce, warto dokonać pewnego wyjaśnienia. Otóż, Fusion z USA to auto zupełnie inne niż Fusion w Europie. Dzisiejszy model to bliźniak Mondeo, tylko że jedynie w wersji sedan – w Stanach fastback, czy kombi jest niedostępne, ponieważ predyspozycje tamtych klientów nie uwzględniają takiego zapotrzebowania. Na rynku jest jeszcze poprzedni model Forda o tej nazwie, który z boku i tyłu przypomina do złudzenia Skodę Octavię a z przodu bywa kojarzony z Renault Velsatis – ma podobny układ reflektorów i osłony chłodnicy. W Stanach otrzymał w 2010 roku tytuł "Car Of The Year", w Europie jest jednak rzadkością, produkowano je zresztą w fabryce w Meksyku, co czyni je niezwykle egzotycznym.
Na Starym Kontynencie Fusion to z kolei rozdmuchana Fiesta, auto bardzo kompaktowe i praktyczne, choć mało przypominające większe Mondeo. Tak czy inaczej, mimo zagmatwanej polityki Forda co do nazewnictwa, największy znak równości postawimy właśnie między Fusion a Mondeo. Jeśli na aukcjach z USA znajdziemy auto rozbite, ale dobrze naprawione – oszczędności mogą sięgnąć kilkudziesięciu tysięcy złotych w porównaniu do wersji europejskiej, przy czym auta importowane z USA mają najczęściej bogatsze wyposażenie w tej samej lub niższej cenie. Po kilku latach nie ujawniają się większe problemy eksploatacyjne, czy to w wymianie części czy elementów nadwozia, o ile dobrze znamy sprowadzony zza oceanu samochód. Wyjątkiem może być tu tylko wersja z potężnym silnikiem benzynowym 2.5, dostępnym w serii Titanium, ale importujący ten pojazd mają świadomość egzotyki tej jednostki napędowej.
Aston Martin dla rodziny
To podobno największy zarzut dla stylistyki Fusion/Mondeo. Tyle, że zupełnie nietrafiony. Zarzucać Fordowi podobieństwo do DB9 to tak, jakby wyśmiać uroczą sąsiadkę za to, że jest podobna do Salmy Hayek. Auto bezpośrednio konkuruje z Hondą Accord, Toyotą Camry i śmiało można je postawić obok europejskich odpowiedników w swojej klasie. Ma agresywne i śmiałe linie poprowadzone od brutalnego wlotu z przodu aż do dużego, wysokiego tyłu z charakterystycznymi reflektorami i ogromną szybą. Auto sprawia wrażenie większego niż jest w rzeczywistości, przez wysoką linię drzwi i wąskie linie reflektorów przednich. Jednocześnie jego sylwetka jest świetnie skomponowana i różni się od europejskiego fastbacka nieznacznie inaczej poprowadzoną linią tyłu nadwozia. Z przodu auta są praktycznie takie same. Mniej tu natomiast wyegzaltowanej egzotyki w stylu azjatyckich projektantów, gdzie linie zdają się mieć nieskończoną długość, a całość często przypomina sorbet z zbyt wielu owoców. Ford budzi zupełnie inne skojarzenia. To ceniony bokser, który w garniturze jedzie na premierę swojej autobiografii. To zasługa kapitalnie narysowanej maski i linii dachu – przednia szyba między nimi to niemal garda na ringu, której paradoksalnie blisko do smokingu. W środku Fusion urzeka funkcjonalnością.
Widać tu rękę stylistów, ale komponowanie odbyło się ze smakiem i konsultowano je z specami od ergonomii. W efekcie mamy to, co Ford oferuje niemal w standardzie – pomysłowość, połączoną z trwałymi materiałami. Auto otacza, ale nie przytłacza ani kierowcy, ani pasażerów. Wszystko jest na swoim miejscu, w zasięgu ręki, nie odwraca uwagi od jazdy, a wykończenie ma smak i klasę. Kokpit nie jest może wulkanem fantazji (a taki był choćby w pierwszym Focusie), ale jest lekki i stylowy. Zegary są bardzo przyjemne, podobnie system audio i wielofunkcyjna kierownica – wszystko doskonale spasowane, leżące w dłoni, nie zawracające głowy milionem przycisków. Wsiadasz – jedziesz – czujesz. Fusion, także ten poprzedni, „meksykański”, był i jest bardzo dobrze wyposażony. W nowej wersji mamy: adaptacyjne reflektory, system wspomagający parkowanie, podgrzewane fotele i przednią szybę (kto zna polską zimę, ten doceni ten „gadżet” po pierwszym mrozie), system nawigacji, system audio Sony i doskonale wyprofilowane fotele. Za dodatki z klasy premium w Europie trzeba dopłacić, ściągając auto z USA w większości przypadków mamy do czynienia z autami wyposażonymi bardzo bogato. W dodatku za porównywalne, a często mniejsze pieniądze.
Nasuwa się okazja...
To hasło z reklamy Forda Kuga – ale idealnie pasuje do Fusion. Samochód ma 4,9 metra długości, ponad 1,8 metra szerokości a rozstaw osi wynosi 2,85 metra. Patrząc na Fusion wiemy, że to auto jest duże ale ilość miejsca w środku potrafi zachwycić mimo to. Pod maską pracują różne silniki – można nabyć wspomniany Duratec o pojemności 2,5 litra – ten nada limuzynie dynamiki o jaką sądząc po gabarytach byśmy jej nie podejrzewali. Najsilniejszą jednostką napędową dostępną dla Fusion jest dwulitrowy EcoBoost o mocy 243 koni, który rozpędzi spore przecież auto do setki poniżej ośmiu sekund.
Trzeba jednak pamiętać, że jednostki napędowe w autach importowanych z USA mają nieco inny osprzęt (np. elektryczny) i ich obsługa wymaga nieco większej uwagi. Nie powinno to jednak odstraszać tych którzy buszują po serwisach aukcyjnych czy biorą udział w licytacjach aut z USA. Fusion – czy, jeśli się uprzemy Mondeo w sedanie – to fantastyczna okazja, by za dużo mniejsze pieniądze mieć auto o świetnych osiągach, doskonałej trakcji i wyglądzie. Samochód Forda jest dużo ładniejszy niż opatrzony Passat, tańszy w eksploatacji niż auta z Azji i oferuje nieporównywalną z niczym ergonomię. Niektórzy ludzie nazywają to tworzeniem auta „dla kierowcy” i wydaje się, że ten opis idealnie pasuje do samochodów z błękitnym logo. Wsiadając do Fusion nie obawiamy się plątaniny przycisków i funkcji, auto mimo to urzeka przepychem i stylowym wykończeniem. Dodatki są wysmakowane, wszystko w środku i na zewnątrz sprawia wrażenie głęboko przemyślanego i tworzonego przede wszystkim dla kierowcy. Na rynku aut z USA mamy pełną gamę modelu Fusion, od rozbitych przez lekko uszkodzone po takie, które legitymują się niewielkim przebiegiem i wymagają tylko sprowadzenia na rodzime podwórko. Import aut zza wielkiej wody przestał być wielkim wyzwaniem logistycznym, stał się o wiele prostszy niż do tej pory i zazwyczaj bardzo się opłaca. Tak jest w wypadku Forda Fusion – amerykański, bardzo bliski kuzyn Mondeo jest autem trwałym i wygodnym, świetnie wyposażonym, stosunkowo niedrogim i z pewnością wyjątkowym.