Spis treści
Metal Hummer z USA
Clear Air Turbulence
Rosjanie większość swoich bolączek załatwiają przy pomocy butelki wódki i kawałka słoniny. Jak chcieli stworzyć samochód terenowy dla armii, policji, sił wewnętrznych i chętnych cywili, wzięli to co mieli pod ręką – czyli butelkę, słoninę, linijkę i cyrkiel i tak powstał UAZ, który był niezawodny niczym automat Kałasznikowa. Po drugiej stronie oceanu, czterdzieści lat temu musiała odbyć się podobna burza mózgów. Stwórzmy auto duże, terenowe, twarde jak skała i możliwie funkcjonalne, a do projektu odrzućmy wódkę i słoninę, a weźmy, co to takie John, co wygląda jak kalkulator, aaa – komputer. Będzie ładniejszy. Tak – na zamówienie armii – powstał High Mobility Multipurpose Wheeled Vehicle czyli wielozadaniowy samochód z napędem na wszystkie koła (poza zapasowym). Amerykańscy żołnierze, równie miłujący prostotę jak koledzy spod sztandaru czerwonego koloru, przechrzcili go wkrótce na Humm-Vee, a auto przeszło test bojowy podczas operacji Pustynna Burza w 1991 roku. To był konflikt lokalny, w który zaangażowało się mocarstwo globalne, ale jego niebywała medialność sprawiła, że pojazd zaczął być z tym konfliktem kojarzony. W tym samym czasie świętujący szczytową formę aktor Arnold Schwarzenegger zapragnął mieć jeden w domu, a ponieważ karierę Humm-Vee przewidziano także dla rynku cywilnego, jego produkcję przejął koncern General Motors i tak narodził się – w dużym skrócie – Hummer. Dziś jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych samochodów z USA.
Zaprojektowano go jako następcę Jeepa który swoje na grzbiecie już zdążył przenieść i jego konstrukcja od czasów drugiej wojny światowej zdążyła się znacząco zestarzeć. Hummer wygląda jak bokser wagi ciężkiej ze złotym łańcuchem umieszczony na nogach kolarza torowego, który przesadził z dopingiem. Testosteron ma tu kontrowersyjny charakter, ale auto jest właśnie charakterne.
W porównaniu z dużo bardziej cywilizowanymi kolegami, którzy przywdziali żakiety i garnitury, jak Discovery, Renegade czy Audi Q7, Hummer pozostaje samochodem na wskroś wojskowym, które tylko przypadkiem załapało się na mundur, który nieco przypomina cywilny. Samochód jest duży i toporny, a zabiegi stylistyczne by go nieco ułagodzić przywodzą na myśl lidera metalowego Motorhead, śp. Lemmy'ego który w ostatnim nagraniu mówił I never drink milk. And I never will, You assholes którego prosi się grzecznie, by odział się w szykowny kostium i zaśpiewał libretto do ostatniej opery Verdiego. To brutal na kołach. Wszystko jest tu przyporządkowane określonej funkcjonalności i wytrzymałości. Na aukcjach z USA jest sporo Hummerów do kupienia, i nawet jeśli są to auta po stłuczkach, można być w większości przypadków spokojnym – skoro samochód wytrzymywał ostrzał moździerzowy, szarżę terrorystów i zawalające się budynki Bagdadu czy Faludży, zderzenie z innym samochodem może mu co najwyżej zmazać makijaż. Kształt, forma i proporcje tego auta, mimo tego że w ostatniej produkcyjnej wersji H3 ma inną ramę, opartą na modelu Chevrolet Colorado, pozostały niezmienione. To prosta maska, prosta kabina z ogromem miejsca w środku (ciekawostka - aby złapać sąsiadkę za kolano, w wypadku H1 trzeba się zatrzymać, a najlepiej – wysiąść i otworzyć drzwi pasażera), funkcjonalny bagażnik o wojskowym rodowodzie. To także trochę chromu, stały napęd na cztery koła, blokadą mechanizmu różnicowego, mocarnych i trwałych jednostkach napędowych. W wersjach bardziej turystycznych można mieć Hummera z radiem satelitarnym, wyciągarką a nawet z monitorami DVD z tyłu. Oczywiście jest klimatyzacja i dobre radio i chociaż czasami parkowanie może stanowić problem, pamiętajmy że dosiadamy urodzonego sierżanta, a nie lokaja pana Wayne'a.
Najlepiej sprzedawał się model H2 – już nie tak wojskowy jak protoplasta, ale łączący funkcjonalność, wysoki prześwit, trwałość i wytrzymałość z chromem, którego fabryka działała na pełnych obrotach na trzy zmiany. Co ciekawe, dziś można dostać całkiem ciekawą konstrukcję – wznowiono produkcję H1, jako zestawu do samodzielnego montażu. Bez silnika i skrzyni można go kupić za 59 000 dolarów. Ceny sprowadzanych z USA Hummerów są u nas różne – trzeba pamiętać, że to samochód o wyjątkowych parametrach i możliwościach. Portale aukcyjne w USA są ich pełne, w różnych stanach. W Polsce można nabyć nawet ściśle wojskowe H1, które jednak powalają cenowo – kwoty powyżej dwustu tysięcy złotych to norma.
Czy warto? Owszem. Import z USA może się opłacać, jeśli ceniąc indywidualizm potraktujemy Hummera jako lokatę pasji i manifest programowy. Apetyt na paliwo oczywiście musi zejść na drugi plan. Ewentualnie może zostać nam słonina i wódka – a na jej spożycie na łono natury, gdzieś pod las Hummer zawiezie nas bezproblemowo.