Spis treści
Wagner w Operze
Trzy ramiona, koło
Luksusowe SUV-y są dziś jednym z najlepiej sprzedających się segmentów samochodów. Downsizing raczej nikogo tu nie obchodzi, a spora ilość miejsca pozwala na wyposażenie auta zgodnie z oczekiwaniami klientów – od momentu, gdy ta klasa pojawiła się na drogach, nie ma tu samochodów wyraźnie uboższych czy tańszych, chyba że weźmiemy pod uwagę udające pickupy Hiluxy czy L200. Dynamiczny rynek tych aut jednocześnie jest symbolem ich dużej konkurencji. BMW ma X5 i X6, Audi – Q5 i Q7, jest też Land Cruiser, Volvo – słowem, każda szanująca się firma wypuszcza takie auto licząc na rynkowy sukces. Mercedes jest w tym wyścigu od początku, mając w ofercie duży GLK, a teraz atakuje za pomocą GLC – suto polanego adrenaliną dziennika bestii, który wygląda jak rasowy potwór, jeździ jak auto luksusowe i prowadzi się absolutnie nieadekwatnie do wymiarów. W porównaniu do poprzednika, GLC jest niższy, szerszy i nieco dłuższy, więc zobaczenie go w lusterku wstecznym może zostać porównane do bycia ściganym przez wściekłego szerszenia, który właśnie szykuje się do ukąszenia.
Samochód wygląda jakby rozsiadał się na jezdni i łapał ją z poczuciem zwierzęcej własności, bezkompromisowo. Duża w tym zasługa nowej stylizacji Mercedesa, która naprawdę może się podobać. Ogromny grill chłodnicy z dużą gwiazdą marki i osłonami reflektorów jest na tyle proporcjonalną całością, że sprawia wrażenie mniejszego i idealnie pasuje do gabarytów auta. Proporcje są zachowane idealnie, ciekawie skomponowano tył, z lekko schowaną linią szyby a w wersji coupe – jej nachylenie dobrano na tyle dobrze, że nie ma tu mowy o przypadku. Coupe przypomina mniejszych i bardziej usportowionych braci, SUV – wyraźnie nawiązuje do stylistyki X5 i Q7, obu flagowych konkurentów Mercedesa. Czym chce z nimi walczyć? Na pewno designem, który może się podobać, jest ciekawy, zrywa z tradycyjnym konserwatyzmem marki, jest odważny, lekki i dynamiczny. Można nawet zaryzykować że coupe jest nieco mniej proporcjonalne i zgrabne od SUV'a którego jest przecież pochodną. Ma też o wiele mniejszy bagażnik z racji nachylenia tylnej części samochodu. Są to jednak cechy drugorzędne. Z pewnością GLC jest wart uwagi – to samochód duży, mocny, wyglądający ciekawie z zewnątrz. W środku mamy typowe auto luksusowe tej klasy, w dodatku jest to auto marki, która słynie z zamiłowania do luksusu i komfort stał się jej znakiem rozpoznawczym. Nic więc dziwnego, że rynek aut z USA (które mają niekoniecznie amerykański rodowód), szybko złapały się na stylistyczną świeżość Mercedesa. Czy słusznie? Można odpowiedzieć - tak!
Gościnne progi
Wnętrze GLC jest jednym z najprzyjemniejszych jakie można spotkać w tej klasie. Kapitalnie wykończone z doskonałych, przyjemnych w dotyku materiałów. Podgrzewane przednie fotele są bardzo komfortowe, a do ich ustawienia jest tyle możliwości że każdy z pewnością znajdzie doskonałą pozycję za kierownicą. W środku może wygodnie podróżować pięć osób i to naprawdę wygodne podróżowanie godne niemieckiej marki. Lekkie akcenty z drewna czy skóry dodają wnętrzu szlifu klasy i stylu. W opcji jest też podgrzewana kierownica, czy zapamiętywanie ustawień fotela dla pasażera i podgrzewane tylne fotele. Po zajęciu miejsca za kierownicą kierowca uświadamia sobie, że dawno nie był w tak przyjemnym dla oka aucie. Jest wręcz przytulnie. Konsola środkowa zwieńczona tradycyjnym wyświetlaczem z systemem sterującym funkcjami auta – trzeba go trochę poskromić, by nie sprawiał kłopotu podczas prowadzenia. Ale sterowanie klimatyzacji, wkomponowane w wąski pasek aluminium na drewnopodobnej konsoli – coś pięknego. Dowód na to, że można wszystko zrobić z klasą, spokojnie, stonowanie i skromnie a będzie lepsze niż feeria przycisków i barw niczym w wahadłowcu startującym do kolejnej misji.
Luksus jest lepszy niż przepych – i to motto zdawało się przyświecać konstruktorom wnętrza GLC. Jest bowiem na swój sposób skromnie, ale ta skromność to właśnie najlepszy anturaż dla komfortu. Można za Mercedesem nie przepadać, można uważać go za nudne auto, które najlepiej czuje się podążając prostymi jak strzała autostradami zakąszając dużymi ilościami paliwa, ale to wszystko bzdura, a przyznać trzeba jedno – jak w żadnym innym aucie kierowca czuje się przez producenta szanowany, a wręcz lubiany – co brzmi paradoksalnie, ale do końca nieprawdziwe nie jest. Wnętrze nowego GLC to na to najlepszy dowód. Nawet w carbonowej wersji AMG coupe wygląda w środku niezwykle rasowo i ma taki styl, za którym reszta może tylko podążać, z tysiącami drobnych, skromnych elementów które budzą zachwyt za każdym razem, gdy zostaną odkryte. Jednocześnie, gama silników w GLC jest na tyle szeroka, by to auto było dostępne dla każdego chętnego kierowcy. Można zacząć na turbodoładowanej jednostce czterocylindrowej, która z dwóch litrów pojemności wyciśnie 241 koni i będzie nadawać się do każdego zastosowania. Można też sięgnąć po wersje AMG, które generują ponad 500 koni z V8 i cieszyć się jazdą jak w aucie sportowym. Na koniec akcent finansowy – GLC jest stosunkowo niedrogi, jak na luksusowy SUV średniej wielkości. W tym segmencie bitwa o klienta jest wyjątkowo ostra. Bazowa wersja GLC kosztuje nieco ponad 40 tysięcy dolarów. GLC coupe 47 tysięcy – to relatywnie niedużo w porównaniu do nowego Jaguara F-Pace który kosztuje blisko 70 tysięcy czy bezpośredniej konkurencji, Porsche Macan który wymaga 50 tysięcy na bazową wersję. Dla tych samochodów Mercedes powinien być – i jest ! - idealną, chociaż niedostrzeganą alternatywą. Jest komfortowy, wygodny, pięknie się prowadzi i świetnie wygląda.
Import z USA może dać sporo oszczędności i warto wziąć go pod uwagę, zwłaszcza że GLC jest naprawdę wart swojej ceny. Amerykański rynek jest równie wymagający jak europejski, chociaż zwykliśmy myśleć o tym drugim, że jest lepszy - nie do końca słusznie. Warto śledzić portale aukcyjne z USA, ogłoszenia motoryzacyjne, licytacje - wszędzie można znaleźć tam naprawdę dobre auto. Mercedes GLC to naprawdę apetyczny kąsek, wart każdego dolara.