Spis treści
Nie-Harley z USA. Propozycje dla ciekawych.
Z motocyklem jest jak z kobietą – nie zawsze chodzi tak, by było widać opaleniznę na jej długich nogach, nie zawsze może włożyć bikini i chodzić po plaży, ale i tak ją kochamy niezależnie od pory roku. Motocykla używamy średnio od kwietnia do października, później jest zwyczajnie za zimno, a ponieważ nasze polskie drogi i tak należą do najniebezpieczniejszych w Europie, urlop od dwóch (względnie trzech) kółek to i tak rodzaj polisy ubezpieczeniowej. Niestety poruszanie się po polskich drogach to każdy kilometr bliżej śmierci – tak przynajmniej twierdzą moi znajomi motocykliści i trudno się z tym nie zgodzić. Ale tam, gdzie drogi są puste, panuje lato, spokój, ciepło i dobre warunki trudno nie zatęsknić za urokiem otwartej, nieograniczonej przestrzeni, nawet jeśli zdarza się zmoknąć czy zebrać kilka komarów w otwartym kasku. I pomimo że to wciąż dwa kółka, które nie chronią za mocno przy uderzeniu z boków, jeździmy motocyklami bo to doskonała namiastka wolności w świecie, który nas nieustannie ogranicza i zachęca do informowania o sobie wszędzie i zawsze. Motocykl to odrębność i świeżość. Jak mawia Bill Murray, znany amerykański aktor, social media trenują w nas porównywanie życia swojego i innych zamiast jego akceptacji, co sprawia że to żadna niespodzianka być w tych czasach pełnym depresji i rezygnacji. Dlatego też motocykl to jeden z najlepszych prozaców z silnikiem. Prozac bez silnika to rower, ale rowerów póki co nie sprowadzamy z USA – chyba że trafi się ktoś, kto zechce ich więcej. Wtedy z chęcią pomożemy. A dziś przyjrzymy się kilku modelom motocykli poniżej 10 tysięcy dolarów, które mogą dać nam wiele frajdy, gdy warunki będą bardziej sprzyjające. Zima to doskonały moment na zakup motocykla czy trike'a – jest dużo czasu, by maszynę przygotować do sezonu, a serwisy chętnie się nią zajmą. W każdym, nawet mniejszym mieście bez trudu można taki znaleźć. I choć motocykl stosunkowo łatwo kupić, zachęcamy do kupienia go w USA – jest tam dużo większy wybór, rynek jest bardzo pojemny i łatwo o niewysoką cenę i dobrą jakość. Oto kilka dowodów – i żadnego Harleya, nim zajmiemy się w odpowiednim czasie.
Na początek propozycja pośrednia. Oto Can-Am Ryker 900, odmiana sportowego trójkołowego roadstera Spyder. Napędzany jest silnikiem Rotax o mocy 82 koni, ale ponieważ waży (z pełnym ładunkiem) niespełna 280 kilogramów, jazda tym maleństwem daje masę frajdy. Głównie dlatego, że w zakrętach kładzie się do środka jak motocykl, ale na prostej zasuwa jak najlepszy samochód sportowy. Can-Am to marka Bombardiera, firma która od 1971 roku zajmuje na rynku niszowe miejsce, nieustannie zachwycając nietuzinkowym podejściem do formy i ergonomii. W 1987 firma została zamknięta i przeniesiono jej moce do Wielkiej Brytanii, ale w 2007 odrodzono w USA jako producenta pojazdów klasy all-terrain. Can-Am produkuje także świetne skutery śnieżne i wodne, ale to właśnie te pojazdy klasy Spyder dają najwięcej frajdy z jazdy. Nisko położony środek ciężkości – niżej niż w motocyklu – sprawia, że siedzi się na tym o wiele wygodniej i łatwiej tym sterować, a jazda nie jest tak męcząca. Opór trzech kół jest znikomo większy niż w wypadku jednośladów, a aktywne zawieszenie doskonale tłumi nierówności i wciska w fotel gdy atakujemy ciaśniejsze zakręty. Prezentowany na zdjęciu model kosztować nas będzie niecałe 8 tysięcy dolarów i pochodzi z bieżącego rocznika 2020. Silniki Rotax są u nas dobrze znane, a konstrukcja jest relatywnie prosta i wytrzymała. Przebieg maszyny to nieco ponad 2000 mil, a więc również niedużo. Ciekawa, niebanalna, rozsądna propozycja dla ludzi którzy szukają nietypowego pojazdu i niebanalnych doznań. Do sprowadzenia z USA za niewielką cenę.
Za mniejszą niż w wypadku Rykera cenę dostaniemy w USA prawdziwego arystokratę, jeśli chodzi o jazdę przełajową z turystycznym zacięciem – legendarny BMW R1200 GS z roku 2007. Co prawda, wersja GS1200 przeszła w 2013 roku spory lifting sprzętowy, wprowadzono chłodzenie głowicy cieczą i sporo elektronicznych usprawnień, ale rdzeń tej maszyny pozostał ten sam. GS to wszechstronny specjalista od motoryzacyjnych wypraw, wspaniale trzymający się drogi, doskonale radzący sobie w terenie, wytrzymały, mocny, opancerzony jak czołg Pantera, gotowy stawiać najtrudniejszym wyzwaniom niemieckie czoło otulone amerykańską flagą. W tym wypadku w zupełności mi to nie przeszkadza, motocykl jest wart wszelkich pieniędzy – bardzo często jego wytrzymałość i wygoda użytkowania sprawiają, że staje się on maszyną „do wszystkiego”. Silnik typu bokser ma sporo mocy – 110 koni i wspaniałą kulturę pracy. Ale co jest najbardziej fascynujące – widzisz wielki motocykl, który kipi od osłon, jest masywny i duży, ma spory silnik z bardzo dużym zapasem energii, a po ruszeniu okazuje się że równie prosta w obsłudze i prowadzeniu jest przeciętna kosiarka ogrodowa tudzież blender kuchenny do zupy. Niemiecka solidność, no i genialna ergonomia. Jak dla nas – hit. Do sprowadzenia z USA za cenę 6400 dolarów.
Największą legendą firmy Moto Guzzi jest silnik. Ustawiony poprzecznie, dwucylindrowy, o kącie rozwarcia cylindrów wynoszącym 90 stopni jest wizytówką włoskiego producenta. Dobrze się tym jeździ, przyjemnie prowadzi. W USA jest dość sporo tych motocykli, a model California jest jednym z najbardziej udanych i znanych. My zajmiemy się nieco bardziej wszechstronnym modelem Stelvio. W klasie Enduro Maxi jest to jeden z najlepszych jednośladów w swojej kategorii. Ma mniejszą moc niż BMW – około 105 koni, ale dobry moment obrotowy – 110 Nm i przyjemne prowadzenie czynią go bardzo udanym motocyklem. Duże owiewki i konkretny zbiornik paliwa – aż 32 litry – dają mu sporo wygody, ergonomii i zasięg dzięki któremu możliwe są relatywnie dalekie podróże. Żywotne części motocykla osłonięto aby ograniczyć działanie warunków atmosferycznych. Zapłon jest elektroniczny, a sterowanie nim odbywa się cyfrowo. Brzmi to pięknie, ale w samochodzie – choćby Fiacie Stilo – jest źródłem utrudniających życie kłopotów. Silnik pracuje wyśmienicie, jazda Stelvio to prawdziwa przyjemność. Urody dodają maszynie ciekawa kolorystyka i niezwykle wygodna pozycja za kierownicą. Motocykl do wszystkiego z nastawieniem na dalekie i wszechstronne podróżowanie. Warto spróbować. Cena prezentowanego egzemplarza, który można sprowadzić z USA to 8500 dolarów.
Brytyjczycy, którzy odpowiadają za tworzenie takich motocykli jak ten Triumph Thunderbird 1600 ABS, są fenomenem porównywalnym z japońskimi motocyklami – w Anglii pada, jest zimno i deszczowo, a pomimo to ten chłodny, kostyczny wydawałoby się naród potrafi stworzyć coś tak fascynującego jak Aston Martin, Spitfire, Concorde i motocykl Triumph, chętnie wpisujący się w kanon wyspiarskiej motoryzacji. Przy czym z motocyklem brytyjskim jest trochę prościej – ma on zawsze kierownicę po prawidłowej stronie, czytaj: z przodu. Żarty na bok – oto Thunderbird, wspaniale skonstruowany cruiser z szlachetnymi rysami angielskiej motoryzacji. Potężny silnik ma może relatywnie niedużą moc – 85 koni, ale fantastyczny moment obrotowy – ponad 150 Nm, a jego konstrukcja jest bezczelnym policzkiem dla faworyzowanego V-twina z rodziny Harleya. Chłodzony cieczą silnik na pierwszy rzut oka wydaje się chłodzony powietrzem – chłodnica jest świetnie zamaskowana, a cylindry mają żeberka, które sugerują chłodzenie powietrzem. Duża moc, świetny wygląd i niezrównana kultura pracy. Dobrze zbalansowano układ mas, rozkładając go mądrze i dzięki temu maszyna mimo ogromnych wymiarów prowadzi się zaskakująco dobrze. Motocykl prezentowany na zdjęciach będzie kosztować nas 6 tysięcy dolarów, ma dziesięć lat i niespełna 8000 mil przebiegu.
Na koniec – rodowity Amerykanin, choć nie Harley ani Indian. Oto motocykl firmy Victory Motorcycles, model Kingpin 8-Ball. Firma Victory Motorcycles wystartowała w 1998 roku, a proce likwidacji rozpoczął się w jej wypadku w 2017 roku. Co jest jednak ciekawe, zrzesza ona właścicieli tych maszyn od momentu powstania i dziś jest to społeczność skupiająca motocyklistów z Niemiec, Kanady, Stanów i Wielkiej Brytanii. Patrząc na motocykle Victory, widzimy Harleya, którym nie są i nigdy nie były. Owszem, silnik to V-Twin, model Freedom, ale to autorska propozycja firmy. Skrzynia – sześciobiegowa. Potężny cruiser ma jedynie 4500 kilometrów przebiegu. Jest to wygodny motocykl z klasą, o dużym silniku i sporej mocy, jednocześnie – w jakiś sposób wyjątkowy i odbiegający od klasycznego rozumienia amerykańskiej definicji motocykla. Jej bliźniacza firma – Polaris – zapewnia, że zapewni serwis i części do motocykli Victory jeszcze przez dziesięć lat. Cena prezentowanego egzemplarza to 6500 dolarów.
Czy to wystarczy, by przetrwać i móc stać się godnym nazwy Victory? Nie sądzę, ale motocykle tej firmy były naprawdę piękne. Tak jak wszystkie prezentowane dziś maszyny, które możemy spokojnie sprowadzić z USA i zanim zacznie się sezon, wyszykować i przygotować na kolejne kilometry. Kilometry wolności, piękna i przestrzeni. Jeśli tylko potrzebujecie – pomożemy je znaleźć.