Spis treści
Toyota Avalon - Raj kierowcy z USA
Jeśli ktokolwiek z Was interesował się kiedyś konfliktami zbrojnymi w rejonie Afganistanu, Bliskiego Wschodu czy Półwyspu Indyjskiego, tudzież Iraku nawet, to wie - w migawkach można zobaczyć niejednokrotnie odzianych w turbany i chusty pokojowo nastawionych tubylców trzymających urządzenia służące pokojowi jak wyrzutnie RPG i słynące z pokojowego zastosowania automaty Kałasznikowa AK-47 (względnie 74). I najczęściej Ci tubylcy poganiają po półpustynnych terenach siedząc na pakach samochodów marki Toyota. Niechlubna to reklama dla tak zacnego producenta i biedni japońscy inżynierowie pewnie nawet nie sądzili, że kiedykolwiek ich auto posłuży jako instrument wojenny, ale przypuszczam że tak samo sądził Henry Ford czy Ferdinand Porsche. To nie był przypadek, że pickupy Toyoty były tak udane, ponieważ nikt nie zostawiał ich produkcji przypadkowi. Były po prostu zrobione tak, jak oczekujemy tego od samochodu. Śruby dokręcone były mocno. Bloki silnika były mocne tam, gdzie powinny być mocne. Tam, gdzie nie powinno się oszczędzać na materiałach i ich jakości – to nie oszczędzano. Dziś najczęstsze modele Toyoty po jakie sięga przeciętny Europejczyk to Corolla i Yaris, a dla fanów większych aut marka ma w zanadrzu model Camry. Jednak autem, które możemy sprowadzić z USA i zyskało tam opinię najbardziej bezawaryjnego samochodu jaki porusza się po amerykańskich drogach, jest większy bliźniak Camry, model Avalon.
Różna jest etymologia słowa „Avalon”. W mitologii celtyckiej to raj, kraina umarłych, zwana też „Ziemią Kobiet” lub „Wyspą Jabłoni”. To miejsce gdzie panuje nienaruszalny pokój i trwa nieustanna, piękna soczysta wiosna. Celtowie to fantaści. Frankie Avalon był piosenkarzem amerykańskim i aktorem, znanym z występów choćby w „Kasynie” Scorsese. USS Avalon to okręt ratowniczy – tak zwany DSRV, możemy taki zobaczyć w filmie „Polowanie Na Czerwony Październik”. To także film obyczajowy z 1990 roku o polskich imigrantach w Nowym Jorku. Jak widać, znaczeń jest mnóstwo i dlaczego japoński koncern wybrał ją dla flagowego modelu w Stanach, nie do końca wiadomo. Wiadomo jednak, że Avalon składana jest w Kentucky i od początku dedykowana była rynkowi amerykańskiemu. W Polsce to auto mało popularne i raczej unikatowe, ale jeśli spytacie jakiegokolwiek właściciela Toyoty Avalon, potwierdzi on że przez lata używania jedyne co wymieniał to zwykłe materiały eksploatacyjne jak klocki hamulcowe czy wycieraczki. Dla wielu będzie to szokujące spotkanie z jakością, której nie mają nawet niemieckie samochody. A cenowo jest to samochód plasujący się w przyjemnej dla kieszeni przestrzeni dostępnej dla większości z nas. Zatem, co kryje w sobie Avalon?
Bryłą przypomina nieco Camry, ale jest od niej ewidentnie masywniejsza. Zwłaszcza przód robi fantastyczne wrażenie, jest nieco zadziorny, wulgarny z kłębiącą się mocą w okolicach potężnego grilla i wąskimi, przymrużonymi kloszami reflektorów. To ten sam kształt nadwozia co w Nissanie Maxima i Chevrolecie Impala, ale przy bliższym poznaniu Toyota szybko wysforuje się na prowadzenie w prywatnym rankingu urody. Jest wybitnym połączeniem finezji i precyzji, z emocjonalnymi liniami i poczuciem stabilizacji i bezpieczeństwa jakiego w sedanach oczekujemy. Jednocześnie, jeśli przyjrzymy się bliżej – każda linia ma tu swoje miejsce. Nie ma tu czegoś przypadkowego, w tej finezji formy kryje się niezwykle przemyślana treść. Wystarczy spojrzeć na konstrukcję tylnych lamp. Niby wąsko, a przewężenie pasa znajdzie się idealnie na przecięciu krawędzi bagażnika, i gdy na to spojrzysz – to wiesz, że tak właśnie powinno być. Przepięknie poprowadzono linię okien. Unosi się bardzo nieznacznie ku tyłowi i równie nieznacznie opada w przeciwną stronę. Nadaje to autu szlachetności, daje mu „to coś”, nieuchwytną pieszczotę małej magicznej japońskiej łapki zerwanej gdzieś z kwiatkiem jabłoni i popite sążnistą porcją sake. Avalon jest naprawdę celtyckim rajem, w którym trwa wieczna wiosna. Przypomina ten rodzaj japońskiej uległości, któremu mówisz „You may speak” i on doskonale harmonizuje się z Twoim milczeniem. Jakim cudem Japończycy stworzyli europejską limuzynę, pisaliśmy już dawno przy niejednej okazji, ale że stworzyli coś idealnego na wymagający rynek amerykański, tego już nie dało się przewidzieć. Ta Gejsza na kołach sprawia, że zapominasz o wszystkim i osiąga absolutne mistrzostwo w byciu Twoim autem do granic postrzegania. I doprawdy nie wiem, jakim cudem do tej pory nie pomyślałem o tym samochodzie.
Wnętrze Avalona to pochwała klasycznej ergonomii z czasów, kiedy można było ją przyporządkować do danej marki i to w zasadzie w kwestii ideologicznej bardziej niż technicznej. Czy bowiem nie mówiliśmy kiedyś „Wykonane, jak japońskie”? Albo „solidne jak niemieckie”? Owszem, tylko tak się to pozmieniało, że trudno o punkt odniesienia. Avalon będzie właśnie takim punktem. Funkcjonalność kokpitu powinna być odlana w brązie i postawiona gdzieś w Sevres obok wzorca metra. Konsola centralna jest wyraźnie oddzielona od płaszczyzny deski, a przyjemne dla oka załamania prowadzą wzrok od jednej funkcji do drugiej. Ktoś powie, że to nudne. Owszem, może i trochę nudne – ale ta nuda zestarzeje się wolniej niż fanaberie. To auto nie jest sezonowe, ani trochę. Fotele gdyby mogły, przytulałyby pasażerów nawet po wyłączeniu silnika. Jest komfortowo, przyjemnie, i nie wiem ile pośladków i pleców japoński koncern przebadał i zanalizował, by stworzyć taki fotel kierowcy, ale musiała być do iście benedyktyńska praca, z jakiej Japonia słynęła zanim zaczęliśmy ją kojarzyć z Mangą, sumo i zatłoczonymi miastami.
No i silniki. Główna jednostka napędowa w Avalonie nie zmieniła się od dwóch dekad i jest to przykład jak słucha się klientów - w czasach, gdy Audi na przykład forsuje jednostki TFSI. W ogromnej większości będzie to kultowy silnik V6 o pojemności trzech a potem trzech i pół litra, krzeszący na pokład krążownika 200 koni mocy. Motor ma zadziwiającą dynamikę, właściwą mocniejszym i większym silnikom, a jednocześnie zachwyca kulturą pracy i spalaniem – w zależności od tego jak mocno przyciskamy pedał gazu, Avalon zadowoli się spalaniem od 8 (!!! Osiem litrów w V6!!!!) do 14 litrów etyliny. I jest to taki element, który dopełnia ten samochód w absolutnie wszystkim. Bo zazwyczaj można powiedzieć, że jakieś auto ma słabe elementy. Powiedzmy, Ford lubi się z rudym nalotem, Alfa Romeo z serwisami a Renault potrafi zażądać wymiany skrzyni biegów po 50 000 kilometrów (autentyk). Avalon niczego poza paliwem i kierowcą żądać nie będzie. Nigdy. To jest niesamowite.
Cenowo jest dość atrakcyjnie. Samochód trzykrotnie wybierany najlepszym sedanem w USA i Australii oraz w zasadzie okupujący miejsce pierwsze w wielu rankingach, a jednocześnie samochód którego nie znamy możemy mieć już za 15 tysięcy dolarów, rocznik 2015. Za dwuletnią wersję Limited to raptem 18 tysięcy dolarów, przy przebiegu 43 tysięcy mil. To absolutnie rewelacyjna cena, a amerykański rynek jest chętny oddać więcej takich aut – za nowy model żąda się wysokiej ceny bazowej, ale już dwu, trzyletnie auta tracą nieco na wartości, ale w żadnym wypadku – na jakości. Może jest to sygnał, by odczarować nieznany celtycki raj Avalona. Japończycy stworzyli coś równie idealnego jak miecz samuraja i samolot A6M5 Zero. I naprawdę trudno jest znaleźć powód, dla którego mielibyśmy w tym nie uczestniczyć.