Spis treści
Highlander - Genialna Toyota z USA
Pamiętacie taki film „Nieśmiertelny”? To było kino z aktorami i przesłaniem, więc trochę inne od dzisiejszego, w każdym bądź razie grali tam Sean Connery, były James Bond i Christopher Lambert, dla którego była to przepustka do kariery, z której zresztą nie bardzo skorzystał. Ostatnio mogliśmy go oglądać jako komendanta Wagnera w rosyjskiej produkcji „Sobibór”, gadającego basową chrypą w mundurze SS znienawidzonego lagerfuhrera hitlerowskiego obozu śmierci. Ale ten dawny „Nieśmiertelny” pozostanie w dorobku Lamberta filmem wyjątkowym i najważniejszym. Grał tam szkockiego górala, Mac Leoda. A „góral” to po angielsku „Highlander”, słowo oznaczające twardziela, zaprawionego w znoszeniu wszelkich wyrzeczeń z mrugnięciem oka, gotowego do wszelkich poświęceń. Nie wiem czy Toyota tworząc model Highlander konsultowała się z Lambertem, jak miałoby wyglądać auto z zamiaru nieśmiertelne, ale mając w zanadrzu model hybrydowy, który tak udanie można dziś sprowadzić z USA, mocno się do ideału zbliżyła.
Do tej pory Highlander nie był w Polsce dostępny. Z racji swojej wielkości i możliwości – siedem osób na pokładzie, ogromny bagażnik, oszczędny silnik, świetna stylistyka – jest za to bardzo popularny za oceanem. Amerykanie niezwykle cenią ten samochód, na ich rynku sprzedano w ubiegłym roku blisko ćwierć miliona Highlanderów, a w tym segmencie wyprzedził go tylko Jeep Renegade. W Polsce jednak tanio nie będzie, kiedy góral wejdzie do sprzedaży, zatem warto przyjrzeć się wersji amerykańskiej. Duży, prawie pięciometrowy SUV z trzema rzędami siedzeń od razu rzuca się w oczy głównie dzięki masywnemu przodowi z charakterystycznym grillem i logo producenta, mocnymi przetłoczeniami nadwozia i rozrzutną, gorącą stylistyką. Jednak nowiutki model jest w zasadzie nowym samochodem, a nie rozwinięciem starszego modelu. Poprzednia generacja produkowana była od 2015 do 2019 roku i również była niezwykle udana – dla wielu kierowców w USA to najlepsza dostępna hybryda. No i nazwa Highlander od razu przyciągała uwagę, w odróżnieniu od tego jak nazywał się ten samochód choćby w Japonii – Kluger. Tak czy inaczej mamy do czynienia z dużym samochodem, który jednak ma odzwierciedlenie u konkurencji i doskonale wpisuje się w pewien segment. W Europie do tej pory nie mieliśmy okazji nim jeździć. Czym zatem jest? Cóż, jeśli Land Cruiser wydaje się Wam zbyt brutalny i toporny, a RAV-4 zbyt delikatny i miękki, to Camry w ciele SUV'a będzie idealnym połączeniem kobiecej atrakcyjności i samurajskiej szlachetnej męskiej mocy, pomimo tego że korzysta z tej samej płyty podłogowej co RAV-4. Fajnie zarysowana linia korzystnie odróżnia obecną generację – jest połączeniem gwałtownej dynamiki i zaokrąglonego kształtu luksusowej gejszy. Poprzednia była po prostu ładnym, dużym SUVem, teraz mamy do czynienia z czymś co jest bardziej zdecydowane i agresywne. Ale wciąż piękne i absolutnie magnetyczne. To trend wyznaczony przez takie auta jak omawiana przez nas Mazda CX-9, czyli samochód w którym stylistyczne zapędy designerów nie spotkały się z ograniczeniami swobody czy fantazji. Linia jest kapitalna, dynamiczna, świeża i wygląda jak auto które jest gotowe zdrowo poszaleć – czy to w USA, czy to w Polsce.
Posadzony na dwudziestocalowych kołach SUV w środku zdaje się potwierdzać znakomite standardy. Materiały pierwszorzędne, schowki w dużej liczbie, przyjemna deska rozdzielcza, duża wygodna kierownica. W dodatku samochód został kapitalnie wyciszony. Podobno – a dowiedzieć się można tego z materiałów prasowych – wyciszenie znajdziemy w nadkolach, błotnikach, pod sufitem i w okolicach wszelkich przekładni, a także w postaci powłoki na przedniej szybie co już jest dla mnie jakoś poza zdolnościami racjonalnego tłumaczenia (ponieważ nie wiem jak to miałoby działać – no ale japoński inżynier wie lepiej, nie sprzeczam się). Trochę kuleje system trzeciego rzędu foteli, chociaż to norma w takich samochodach i moim zdaniem znacznie łatwiej byłoby powiedzieć „oto bardzo wygodne pięcioosobowe auto”, ale w wypadku Highlandera nie jest tak, że ten trzeci rząd dostawiono na siłę. Składa się prosto, i przestrzeń bagażowa wynosi wtedy ponad 1900 litrów, co oznacza że możemy wyprowadzić żonę do teściowej wraz z całym dobytkiem za pomocą jednego przejazdu samochodem – co wydatnie ograniczy nasz stres.
Przejazd taki byłby w dodatku dosyć oszczędny. Nowy hybrydowy napęd łączy czterocylindrowy silnik 2,5 litra i dwa generatory – razem 244 konie mocy, co w zupełności wystarczy by żywiołowość nadążała za stylistyką. Starsze generacje spotkamy też z silnikiem V6 i hybrydą co może mieć znaczenie dla klientów lubiących większe pojemności. Tak czy inaczej, jazda Highlanderem przypomina zakrzywianie praw fizyki – duży samochód nie chyli się w zakrętach, ale trzyma w sposób magiczny drogi i pozwala na spokojne podróżowanie, w bardzo komfortowych warunkach, stworzonych przez świetne zawieszenie, napęd 4x4 i fotele przejęte chyba z biznes klasy Jumbo Jeta. Silnik obiecuje nam zużycie na poziomie 6-7 litrów paliwa na sto kilometrów, a w takich wymiarach które musi poruszać, umożliwiając w dodatku holowanie dwutonowej przyczepy to wynik rewelacyjny.
Klasa pojazdu, jego wykonanie i poziom trwałości sprawiają że większość generacji doskonale trzyma cenę i jest cenionym obiektem na rynku wtórnym. Dla przykładu, Highlandery z lat 2006-2008 to wydatek rzędu 6-7 tysięcy dolarów, ale modele z lat 2012 to już ponad 12 tysięcy – za ośmioletni samochód to niemało, niemniej – warto. W Polsce trudno o taką cenę – za hybrydy wciąż każe się nam płacić dużo więcej a cena używki powyżej 150 tysięcy złotych to normalka. Nowsze generacje, od 2015 roku w górę to już okolice 20 tysięcy dolarów, przy cenie nowej wersji oscylującej wokół 34 tysięcy. Tak czy owak, Highlander w hybrydzie to genialny, duży SUV, który wyróżni się z tłumu innych podobnych – a do nich właśnie podobny nie jest, co brzmi paradoksalnie – ale szczerze. Sprowadzenie Toyoty z USA będzie – z racji obniżonej akcyzy – tańszym sposobem na rewelacyjną definicję auta typu SUV. O żywotności dużo dłuższej niż kariera Christophera Lamberta.