Spis treści
Mercedes Benz EQS z USA - Autofuturama
Przyszłość puka nam do drzwi. Elektryczne auta sprowadzane z USA są jej częścią. Powstają nowe generacje samochodów, starsze zaczynają wchodzić odważniej na rynek wtórny, stając się ciekawą alternatywą zwłaszcza dla małych aut miejskich. W wypadku dużych samochodów wciąż możemy mówić o pewnej ekstrawagancji. Elektryki przestały być synonimem melexa z zabudowanym nadwoziem, autami kompromisowymi czy kłopotliwymi w serwisie. Teraz stają się odzwierciedleniem klasy wyższej. A ta klasa, ludzi młodych, doświadczonych i obrotnych nie chce być postrzegana jako szara i stateczna.
Podobny boom motoryzacja przeżywała w USA w latach sześćdziesiątych, kiedy wielkie krążowniki ociekające chromem i płetwami, z obłymi kształtami mydelniczek, rozdmuchane i dostojne zostały dotkliwie pokąsane przez zadziorne pokolenie zrywnych, szalonych aut z wielkimi silnikami i stylistyką, która do dziś się ostała. Rewolucja tamtego okresu słusznie jest przywoływana jako jeden z najjaśniejszych momentów współczesnej historii technologicznej. Wynikała z tego, że młodzi ludzie nie chcą jeździć autami swoich rodziców. Chcieli czegoś, co będzie agresywne, silne, muskularne i dzikie. To zrodziło stylistyczny wulkan do którego dziś tak tęsknie wzdychamy. Elektromobilne auta wracają do tego założenia, przy czym posługują się bardziej zaawansowaną technologią. "Bardziej" to zresztą eufemizm - obecna generacja aut elektrycznych to absolutny top zaawansowania. Spójrzmy na auto, które idealnie odwzorowuje tę ideę. Pędzi po szosach jako najbardziej wyrafinowany elektryk jeżdżący po drogach. Oto triumf Starego Kontynentu, oto młot który jest w stanie zatrzymać Teslę i wymusza na niej jeszcze więcej pracy. Oto Mercedes EQS.
Ceny nowiutkiego EQS zaczynają się w USA od 102 tysięcy dolarów za najtańszą wersję a kończą na ponad 120 tysiącach za wersję AMG 53 dysponującą imponującą erupcją 685 koni mechanicznych mocy i momencie obrotowym, jaki generował prom Columbia odrywając się od przylądka Canaveral - 865Nm. EQS jest autem, które Mercedes wymyślił jako całkowicie nowe, chociaż garściami czerpie ze stylistyki nowej klasy S. Tym samym idealnie wpisuje się w to, co napisaliśmy wcześniej - auto elektryczne staje się wyznacznikiem pewnego luksusu, pułapu, osiągnięcia. I stylistycznie doskonale to mówi. EQS nie jest zniewalająco piękny, ale przyciąga wzrok i ma w sobie sporo magii. Porywająca, wielka, ponad pięciometrowa limuzyna ma grację i szyk, nie wygląda zbyt kanciasto ani ociężale mimo masy ponad 2 ton. Bryła jest pięknie narysowana. Od gładkiego przodu z pasem aż po łukowatą centralną część nadwozia i krótki, zwarty, atrakcyjny tył - wszystko w EQS ma swoje miejsce, jest subtelne i wysmakowane.
Oszałamiająco robi się za to w środku. To, co Niemcy pokazali wnętrzem nowego elektrycznego flagowca ze Stuttgartu, robi imponujące wrażenie. Ciekłokrystaliczny, dotykowy ekran ciągnie się przez całą szerokość kokpitu. Informuje o wszystkim, dosłownie - wylicza na przykład, czy dojedziemy do miejsca startu, ile wyniesie nas ładowanie, jaki mamy zasięg przy takiej a takiej prędkości. Jeśli kierowca skupi się na wyświetlaczu pasażera - zostanie on przyciemniony. Auto doskonale rozpoznaje znaki drogowe i w pewnym zakresie prędkości, do 60km/h potrafi być względnie autonomiczne. Kierowca siedzi nisko, w kapitalnych fotelach, a jazda - jak już opanujemy multum opcji kokpitu - to niesamowita przyjemność.
Baterie to nowa generacja. Mają większą gęstość, a w zależności od wersji pozwalają na osiąganie powalającego zasięgu - ponad 700km w najsłabszej silnikowo wersji (292 konie). Czyli przejedziemy z Gdyni do Zakopanego. Auto odzyskuje też energię z hamowania, by wydłużyć zasięgi. Teslo, wstydź się. Niemcy - USA: 1-0.
No właśnie, USA. EQS jest już oferowany w sieci dealerskiej Mercedesa w Stanach. Polskie ceny zaczynają się od 453 tysięcy złotych, a kończą na blisko 730 tysiącach. Ceny amerykańskie mogą być nieco mniejsze - i jeszcze atrakcyjniejsze o ile dolar choć trochę straci na wartości. Sprowadzanie z USA modelu EQS ma więc sens, zwłaszcza że brak akcyzy na auto elektryczne pozwoli na uatrakcyjnienie końcowej kwoty.
Czy warto tyle zapłacić za Mercedesa z USA? Tak. To niewątpliwie auto przyszłości. Oferuje przepotężny zasięg - daleko poza możliwościami innych samochodów. Oraz luksus, poczucie wyrafinowania, wysmakowania, klasy. Jest lekki w swojej ekstrawagancji, ale zmysłowy i zwyczajnie piękny. Nie tak zwariowany jak azjatyckie odpowiedniki, nie tak mocarny i karykaturalnie potężny jak amerykańscy koledzy. Jest Mercedesem. To ogromny komplement.